Oczywiście ten tytuł to tylko taka gra słowna, w Sydney wcale nie ma 50 plaż. Jest ich przecież ponad 100!
To wielomilionowe miasto Australii jest bosko ulokowane na wschodnim wybrzeżu kontynentu i bezpośrednio styka się z Oceanem Spokojnym, co różni je na przykład od oddalonego od wybrzeża Brisbane. Jednocześnie Sydney rozrosło się na brzegach rzeki Parramatta płynnie przechodzącej w rozległą zatokę i czerpie z jej obecności tyle, ile się da! A jakby tego było mało, z każdej możliwej strony sąsiaduje z rozległymi parkami krajobrazowymi.
Pakujcie kostium i krem do opalania, dziś zabieram Was na liczne i niesamowicie różnorodne plaże Sydney! Nieważne jaką plażą jesteś, w Sydney znajdziesz swój ideał.
Plaże w Sydney dzielą się przede wszystkim na dwie grupy: plaże nad oceanem i plaże w zatokach lub nad brzegiem rzeki. Główna różnica między tymi dwoma typami to widoki, których dostarczają, warunki panujące w wodzie oraz wielkość plaży.
Plaże nad oceanem
Plaże nad oceanem są zazwyczaj większe i bardziej okazałe, a plażowaniu towarzyszy oczywiście widok błękitnego, odległego horyzontu i niskiej, miejskiej zabudowy wzdłuż wybrzeża. Warunki wodzie są nieprzewidywalne, kąpiel odbywa się w większości przypadku wśród mniejszych lub większych fal, występują tam również prądy morskie.
Każda z plaż ma swój własny charakter wynikający z orientacji względem oceanu, wielkości czy ukształtowania dna, dlatego nawet na dwóch sąsiadujących ze sobą plażach mogą panować zupełnie inne warunki w wodzie!
Duża część oceanicznych plaż jest strzeżona, a kąpać należy się między flagami. Jest to strefa z troską obserwowana przez ratowników oraz regularnie dostosowywana wraz ze zmianą prądów wstecznych. Pływanie poza flagami może być ryzykowne i na strzeżonej plaży z dużym prawdopodobieństwem zostaniecie wywołani przez megafon z prośbą o kąpiel w wyznaczonym miejscu. O prądach wstecznych pisałam w tym poście: Realne zagrożenia w Australii, część 1.
Przejdźmy do najlepszego, czyli do samych plaż! A jest ich ponad 70! Mierząc najprościej jak się da, czyli po prostej, najbardziej oddalone od siebie punkty miasta wzdłuż wybrzeża dzieli ponad 57 km!
Znaczącą część wybrzeża Sydney stanowi właśnie złocisty piasek. Rzecz w tym, że, odwrotnie niż w Polsce, piasek nie ciągnie się tu niemalże nieprzerwanie, ale poprzecinany jest wysokimi klifami – to zapewnia liczne i niekiedy mocno różniące się od siebie charakterem czy wielkością plaże i zatoczki.
Królują tu plaże piaszczyste, ze złotym lub bursztynowym piaskiem i z doskonałymi warunkami do surfowania, ale zdarzają się wyjątki, jak na przykład Gordons Bay, gdzie panuje iście śródziemnomorski klimat! Piasku jest niewiele, a plażowicze wylegują się tu po chorwacku, czyli na skałach. Jest to również świetne miejsce do snorkelingu, podobnie jak niezwykle urokliwa Shelly Beach. Przy brzegach Sydney można podziwiać wiele interesujących gatunków stworzeń morskich, w tym płaszczki (widziałam!).
A dla tych, którzy pragną klimatu plaży oceanicznej, ale preferują spokojne wody, Sydney oferuje liczne wykute w skałach baseny – od tych płytkich dla dzieci, po całkiem spore i widowiskowo ulokowane, jak na przykład sławny Bondi Icebergs. Ten basen jest akurat płatny (kwota raczej symboliczna), ale pozostałe, które znajdziecie w granicach miasta są bezpłatne i ogólnodostępne przez cały rok.
Szeroko pojęte centrum miasta znajduje się na południowym brzegu rzeki i znajdujące się tu piaszczyste plaże są jednymi z najbardziej obleganych zarówno przez turystów, jak i miejscowych. My sami najczęściej plażujemy właśnie na ikonicznej Bondi Beach, jako że jest nam do niej po prostu najbliżej (15-20 minut busem z Bondi Junction). Latem są tu dzikie tłumy, ale przyznam, że zazwyczaj mi to nie przeszkadza, zwłaszcza, że fale na Bondi najbardziej nam odpowiadają. Ale gdy sezon osiąga szczyt, czasami wybieramy sąsiednie, odrobinkę mniej znane wśród przyjezdnych (a równie piękne) plaże położone bardziej na południe, takie jak Bronte, Tamarama czy Coogee.
W północnej połówce miasta największą popularnością cieszy się plaża Manly. Jest to pierwsza plaża, na którą trafiamy po wyjściu z promu, nie dziwne, że jest najbardziej zatłoczoną po tej stronie rzeki. Generalnie czym dalej na północ, tym większe pustki i bardziej dzikie krajobrazy. Palm Beach, czyli plaża położona najdalej na północ, sąsiaduje już z Parkiem Narodowym Ku-ring-gai i dodarcie do niej z serca miasta zajmuje około godzinę jazdy samochodem, komunikacją miejską drugie tyle. Ale nie trzeba oddalać się aż tak daleko by doświadczyć niemalże plażowania w samotności – a przynajmniej bez najbliższych sąsiadów. Godzinka autobusem i trafiamy do Narrabeen – pięknej, rozległej plaży położonej dodatkowo przy urokliwej lagunie.
Jeśli odwiedzacie Sydney i zależy Wam głównie na surfowaniu lub plażowaniu w spokoju, a jednocześnie chcecie móc wyskoczyć do centrum obejrzeć kultowe atrakcje, wybierzcie plaże północne. Południowe plaże są równie piękne, ale o wiele łatwiej dostępne, co niestety mocno przekłada się na ich wakacyjne obłożenie. Ale pamiętajcie, że wystarczy spacer z Bondi wzdłuż wybrzeża, by trafić na kolejne perełki!
Plaże nad zatoką
Ciężko mi zrozumieć gdzie kończy się rzeka Parramatta a zaczynają porty czy zatoki. Ten charakterystyczny typ krajobrazu nazywa się wybrzeżem riasowym – jak podpowiada Wikipedia: „Wybrzeże to obfituje w długie i kręte zatoki, wyspy i półwyspy prostopadłe do lądu”. Plaże na brzegach zatoki są najczęściej mniejsze, bardziej kameralne, ale są też wyjątki jak na przykład Balmoral Beach. Te plaże mają w sobie coś z niewielkich, miejskich śródziemnomorskich plaż. Otaczają je palmy, plaża niekiedy styka się z domami i ich ogrodami, piasek jest drobny i złoty, woda spokojna i turkusowa. Można z nich podziwiać imponującą panoramę miasta, a widok upstrzony jest najczęściej żaglówkami i motorówkami.
Czym bardziej na wschód wzdłuż zatoki, czyli bliżej do oceanu, tym bardziej „dzikie” są takie miejskie plaże. Dzielnice, które je otaczają to gromady willi i domów jednorodzinnych, a wysoką zabudowę podziwiać tu można wyłącznie na horyzoncie, co stanowi niewątpliwy atut tych plaż – robi to niemałe wrażenie!
Po najbardziej dzikie plaże nad zatoką, warto wybrać się na szlak z Rose Bay do Watsons Bay. Szlak prowadzi wśród zieleni, z widokiem na turkusową wodę i przecina wiele spokojnych i niemalże dzikich plażyczek:
Woda w zatoce jest spokojna, spodoba się więc tym, którzy cenią sobie wyżej moczenie lub relaksacyjne pływanie niż zabawę wśród fal. Temperatura wody jest podobna do tej w oceanie i jest równie przejrzysta i turkusowa. Są to jednak plaże niestrzeżone.
Z racji umiejscowienia miasta, zachodzące słońce nie wpada tu do oceanu, ale zachodzi nad miastem, dlatego po piękne pomarańczowe widoki polecam wybrać się własnie na jedną z plaż w zatoce.
Wydaje mi się, że plaże nad zatoką cieszą się mniejszą popularnością wśród turystów niż te oceaniczne, dlatego, że po prostu zdecydowanie mniej się o nich mówi. Panuje tu bardziej błoga atmosfera, sprzyjająca wypoczynkowi. Moja ulubiona plaża w zatoce to Queens Beach i Camp Cove Beach, ale skłamałabym mówiąc, że sprawdziłam choćby połowę z nich. Cóż, ja preferuję fale.
Przydatne informacje
Bezpieczeństwo.
Latem przy brzegach Nowej Południowej Walii pojawiają meduzy, ale te występujące na tutejszych plażach nie stanowią większego zagrożenia. Nie spotkaliśmy się jeszcze z zamknięciem plaży z powodu ich występowania ani nie doświadczyliśmy choćby najmniejszego poparzenia.
Zapewne zdziwi Was fakt, że większe zagrożenie atakiem rekina występuje w zatoce niż nad oceanem! W cieplejszych miesiącach zamieszkują one głębiny zatoki i to właśnie o atakach w tym miejscu słyszy się najczęściej (ale wcale nie często!). By zmniejszyć niskie już ryzyko ataku – nie jesteśmy częścią menu – warto unikać kąpieli daleko od brzegu, głównie w godzinach nocnych, porannych czy wieczornych.
Ani razu nie obawiałam się rekinów w trakcie kąpieli w oceanie – nie wypływam daleko, co w sumie nie byłoby takie łatwe przy wielkości fal w Australii, trzymam się strefy wyznaczonej do pływania i nie kąpię po zmierzchu. Ataki rekinów są niezwykle rzadkie, a takie nieprzyjemne spotkanie jeszcze rzadziej kończy się śmiercią. Aczkolwiek nie kończy się optymistycznie. Więcej o zagrożeniach przeczytacie tu: Realne zagrożenia w Australii, część 2.
Nigdy nie martwimy się również pozostawianiem naszych rzeczy na piasku w trakcie wspólnej kąpieli. Robią tak absolutnie wszyscy, nikt nie martwi się kradzieżą.
Temperatura wody i powietrza.
Temperatura wody w Sydney waha się w ciągu roku między 17 a 25.5 stopni Celsjusza. Oczywiście swoje minimum osiąga zimą, która trwa tu od czerwca do końca sierpnia. Potem stopniowo rośnie, osiągając swój max w lutym. Oznacza to, że woda jesienią (marzec-maj) może być cieplejsza niż wiosną! Plażowa pogoda trafia się tu nawet we wrześniu, a listopad dla kogoś znad Bałtyku to już temperaturowo środek lata – plażowanie wiosną jest więc jak najbardziej możliwe, ale trzeba liczyć się z temperaturą wody w granicach 18-22 stopni.
Kiedy na plażę w Sydney.
Czasem trafiam na opinie, że lato nie jest dobrym okresem na wizytę w Sydney, ale ja się z tym zupełnie nie zgadzam! Temperatury na wybrzeżu nie osiągają morderczych wartości – jest bardzo ciepło, no jasne, ale nie różni się to wiele od południowych kierunków Europy. Różnica polega na tym, że bliskość oceanu dba o odpowiednie nawilżenie powietrze i ja bardzo to sobie cenię.
Sezon plażowy trwa od wiosny do jesieni, ale gdybym miała polecić jeden miesiąc na plażowanie w Sydney, to byłby to luty: jest ciepło, jest dużo słońca, dni są długie a temperatury wody idealna!
Jak plażować.
Na plażach w Sydney nie wynajmuje się leżaków. Nikt nie korzysta z parawanów, ale popularne są tu parasole (wysoki współczynnik UV się kłania). W szczycie lata widuje się tak zwane gazebo, czyli rozkładane altanki, ale chyba nie cieszą się dobrą opinią wśród większości plażowiczów. Zagarniają mnóstwo miejsca i zasłaniają widok.
Plażowicze nie krępują położyć się ręcznik w ręcznik z obcymi i przyznam, że pomimo absolutnie przeciwnych zamiłowań w przeszłości, podejście „to nic takiego” pomaga mi lepiej się odprężyć i cieszyć pięknym dniem niż ten dodatkowy metr czy dwa przestrzeni osobistej.
Aktualne warunki.
By sprawdzić aktualną wysokość i jakość fal oraz temperaturę wody na danej plaży, wystarczy odwiedzić jedną z wielu dostępnych aplikacji. Dzięki temu można na bieżąco monitorować warunki i dostosowywać plany w zależności od aktualnych potrzeb. My korzystamy z aplikacji Surfline.
Na plażach położonych nad zatoką, jako że wymiana wody następuje wolniej niż na otwartym oceanie, zaleca się unikania kąpieli po ulewnych deszczach. Brzegi zatoki są dość wysokie i w trakcie ulewy woda zmywa wszystkie zanieczyszczenia z ulic prosto do portu. Nad oceanem również mogą wystąpić chwilowe (najczęściej jednodniowe) zanieczyszczenia, dlatego po obfitych opadach najlepiej sprawdzić stan wody na stronie Beachwatch. Taki urok plaż w gigantycznym mieście. Nie da się tego uniknąć.
Plażowanie dla aktywnych.
W mieście jest kilka długich tras spacerowych zarówno wzdłuż wybrzeża jak i zatoki. Wybranie się na taki spacer to świetna opcja dla tych, którzy chcą jednocześnie aktywnie spędzić czas, zwiedzić wybrzeże i zażyć kąpieli. Mapę wszystkich szlaków w mieście znajdziecie tu: Sydney Walking Tracks. Ja polecam „Rose Bay to Watsons Bay walk” o którym już wspomniałam oraz „Bondi to Coogee Walk”, szlak, który oprowadzi Was przez najpopularniejszy i wyjątkowo piękny kawałek wybrzeża.
Pozdrawiam,
Marzena
Zapraszam Was na moje konto Coś woła na Instagramie, gdzie oprócz kadrów z podróży, pokazuję również naszą australijską codzienność.