Jako kraj odwrócony o 180 stopni, Australia spełnia swój obowiązek w kwestii odmienności całkiem przyzwoicie, dostarczając nam od 18 miesięcy powodów do zdziwienia, śmiechu, konsternacji czy też pozytywnego zaskoczenia. Ale to, co na początku ekscytowało, staje się powoli normą, którą mózg przyswaja bez zbędnych fajerwerków, dlatego spieszę z postem o tym, co różni Polskę od Australii, zanim przepoczwarzę się w prawdziwą Aussie i zapomnę „jak to kiedyś było”.

Lista będzie totalnie subiektywna i dotyczyć tego, czego do tej pory doświadczyłam mieszkając we wschodniej dzielnicy Sydney. Pominę oczywistości takie jak ruch lewostronny, odmienny klimat czy zupełnie różna od polskiej flora i fauna i skupię po prostu na codziennym życiu, kwestiach społecznych i innych śmieszkach. Czyli na tym, co w jakiś sposób rzuciło się w oczy i utknęło mi w głowie i w mniejszy lub większy sposób odróżnia Australię od Polski – ale ostrzegam! Nie robię żadnego researchu, wszystko przedstawiam wyłącznie z własnej perspektywy.

Opłacanie rachunku w restauracji.

Do czego byliśmy przyzwyczajeni: kończymy posiłek, czaimy się na kelnera, wybałuszamy na niego oczy, żeby nas zauważył, prosimy o rachunek, czekamy na rachunek, dostajemy rachunek, pytamy o płatność kartą, czekamy na kelnera, płacimy i w końcu możemy wyjść.

Co teraz robimy: kończymy posiłek, wstajemy kiedy mamy ochotę, idziemy do lady, płacimy, wychodzimy.

Taka mała rzecz a cieszy!

Drogerie/apteki

Apteka to leki, a drogeria to chemia i kosmetyki, prawda? No właśnie nie. W aptece są leki i kosmetyki. A żeby kupić domestos i płyn do prania to już muszę do supermarketu. A wcale nie chcę 🙁

Adresy na opak

W Australii najpierw podaje się numer mieszkania, a dopiero potem budynku.

Lekarz pierwszego kontaktu robi wszystko.

Chore zatoki, zapalenie ucha, cytologia, skierowanie na rezonans, mycie uszu, alergie skórne, recepty wszelakie i tak dalej i tak dalej… To wszystko można załatwić w jednym gabinecie, u lekarza, który (właśnie dzięki temu) bardzo dokładnie zna stan Twojego zdrowia. Tu nikt nie chodzi po specjalistach tylko po to, by dostać receptę, skierowanie czy zrobić kontrolne badania. Nie wiem co musi się stać, by kobieta została wysłana do ginekologa! Ale to wcale nie znaczy, że zaniedbuje się ten temat – wręcz przeciwnie. Nikt tu nie zawraca gitary specjalistom pierdołami, nie zajmuje się kolejki, nie czeka miesiącami na leczenie. GP (general practitioner) to dobrze szkolony lekarz, który zna się na wielu sprawach i jest uprawniony do wykonywania lub do kierowania na specjalistyczne badania. To naprawdę ułatwia życie i przyspiesza leczenie.

Wózki sklepowe

Wózki sklepowe są wszędzie. Nie rozumiem. Czemu one leżą w krzakach, stoją na chodnikach, skrzyżowania, trawnikach? Dlaczego? Błagam, powiedzcie mi dlaczego?!

Żadne Pan czy Pani

Coś co absolutnie uwielbiam w krajach anglojęzycznych. Zero drętwego „Proszę Pani”, „Czy mógłby Pan?”, „Co Panu podać” – tylko „Hej, co słuchać?”, „Co dla Was?” „Co Ci podać?” bez względu na wiek czy płeć. Bardzo nie lubię tej naszej polskiej ceremonialnej formy, która nie daje nam absolutnie nic, oprócz budowania muru między ludźmi. W Australii można wdać się w przemiłą i totalnie wyluzowaną pogawędkę z 75-latką na skrzyżowaniu i żartować z nią jak równy z równym.

Godziny otwarcia sklepów

W tygodniu sklepy otwarte są tu do 17. Chyba, że jest czwartek. W czwartek można kupować do późna.

PS nie dotyczy supermarketów, żarełko można dostać nawet do 23.

Alkohol

W Australii nie kupicie alkoholu w supermarkecie, wyłącznie w sklepach alkoholowych. Które przypadkiem zawsze znajdują się obok supermarketów.

Bez butów

Chodzenie na boso po mieście jest tu jak najbardziej na miejscu. Może nie jest to powszechne zjawisko, ale zdecydowanie widoczne i nikogo nie dziwi.

Gry logiczno-przygodowe na ulicy

Hydraulika i inne orurkowanie wyeksponowane przed budynkami jak zabawki dla dzieci w Ikei. Pierwsze co przyszło nam do głowy gdy zobaczyliśmy coś takiego na ulicy, to kadr z logicznej gry komputerowej, gdzie przekładając wajchy albo kolanka, zamykamy obwód by, dajmy na to, otworzyły się gdzieś drzwi. Może powinnam spróbować?

Ciemno wszędzie

Nie wiem co prawda jak wygląda każda dzielnica w Sydney, ale te ulice, po których szwendam się nocą, bardzo rzadko mają oświetlone chodniki i najwyraźniej nikt się tym nie przejmuje.

Dziękowanie w autobusie

Sporo osób, w tym również i my, rzucamy okazjonalnie dziękuję do kierowcy gdy wypuszcza nas na przystanku. Dzień dobry na wejściu obowiązkowe.

Nie ma żabki:(

Ani innego osiedlowego sklepiku, więc po byle bułkę muszę iść do supermarketu. Ja chcę żabkę, albo chociaż koalkę.

Farmaceuta pichci leki

Dostałam info z pierwszej (farmaceutyczno-polsko-australijskiej) ręki, że w Polsce jest tak samo! Różnica do kosza, ale zostawiam jako ciekawostkę, że zajęło mi 32clata by usłyszeć o tym w aptece)
Nie wszystkie oczywiście, ale zdarzyło nam się nie otrzymać jakiegoś leku od razu, bo „to trzeba przygotować, odmierzyć, wymieszać”. W Polsce się z tym nie spotkałam.

Tu się kocha zieleń

Krzaki, drzewa, kwiaty – są absolutnie wszędzie! Nierzadko widzi się tu dom tak gęsto otoczony drzewami, że trudno uwierzyć, że cokolwiek widać z jego okien. Albo płot zbudowany naokoło gałęzi, bo żal było uciąć. Montuje się tu również wysokie metalowe ogrodzenia wokół drzew, jeśli akurat w okolicy jest jakiś remont i istnieje ryzyko podrapania kory! Normą są też klomby na ulicach, zakładane i doglądane przez miejscowych, parki dzikie niczym busz, kwiaty wiszące girlandami z płotów i jaśmin! Jaśmin jest wszędzie! Kocham to!

Oto widok na miasto z jednego z wielu pagórków w mieście. Nigdy nie widziałam tak zielonego i kolorowego miasta. Tu naprawdę kocha się przyrodę.

Można głaskać cudze pieski

Pieski są do głaskania. Pieski proszą o głaskanie. Właściciele robią przerwy w spacerze, by piesek mógł przywitać się z każdym, kto przez pieska zostanie wytypowany (najczęściej wystarczy nawiązać kontakt wzrokowy z pieskiem).

Wielokulturowość

Cała cudowna i różnorodna mieszanka ludzi z całego świata, głównie Azji (azjatyckie jedzenie w Sydney to sztosik!)

Australia kocha sery

Sery śmierdzące, kremowe i ciągnące. Nie ma spotkania bez deski serów, krakersów i winogrona. Jako człowiek wybitnie za nimi nieprzepadający, cierpię w ciszy i jem winogrono.

Zaufanie i bezpieczeństwo

Myślicie, że schodzenie do kuriera na parter, bo nie chce mu się wchodzić na 5 piętro to problem? Ha! W Australii kurierzy i listonosze zostawiają paczki „byle by było jako tako w okolicy mieszkania adresata lub furtki do budynku”. Jak brama otwarta to może na schodach. Jak nie to pod płotem. Co za różnica? I tak znajdzie. I wiecie co? Nikt tego nie rusza, nikt nie kradnie, ciąglę widzę paczki pod drzwiami, ciągle zbieram swoje z chodnika. I to nie dotyczy tylko przesyłek. Rowerów nie przypina się tu 20kg łańcuchem do grubego słupa, a siodełka nie zabiera się ze sobą. Rower stoi pod drzwiami, każdy kto przechodzi ulicą może go dotknąć, dzyndzląć dzwonkiem. Ale najwidoczniej nikt nie chce.

Toalety w knajpach

Absurdalnie często ich po prostu nie ma. Człowiek zostaje wysłany albo do publicznej toalety w pobliżu, albo do tej „służbowej” w budynku, w którym mieści się knajpka. Oznacza to, ze trzeba wziąć klucz, wyjść z lokalu, skręcić w lewo, potem w prawo, otworzyć drzwi, pójść na trzecie piętro, prosto przez parking i oto jest! A gdy restauracja posiada toaletę, to nierzadko trzeba przejść przez sam środek kuchni by się do niej dostać. Mega dziwnie.

Miłość do sportu

Liczba osób z kaloryferem na plaży przekracza liczbę wszystkich turytów w Mielnie. Australijczycy kochają sport, lubią być fit i sporo trenują na świeżym powietrzu. 

Nikt nie dba o to jak wyglądasz

Łaź w kapciach i piżamie, jeśli Ci tak wygodnie. Nikogo to nie obchodzi. I bardzo dobrze.

Dzikie zwierzęta

Liczba dzikich zwierząt mieszkająca w największym mieście Australii oszałamia i zachwyca! Bardzo często widujemy po zmierzchu oposy tuptające po okablowaniu czy drzewach. Oprócz tych dziwnych wiewiórek, mamy tu ogromną liczbę ptaków, między innymi papugi, ibisy (zwane tu śmietnikowymi kurczakami), a nawet pelikany. Sydney jest również domem dla liczących sobie kilkadziesiąt tysięcy osobników kolonii ogromnych nietoperzy (Rudawka Wielka), które co wieczór zaściełają gęsto niebo nad miastem, udając się na żer (spokojnie – jedzą tylko owoce i niedobre dzieci).

Tak, dobrze widzicie – opos zrobił sobie rano bazę w moich poduszkach.

Kultura na drodze

Australijczyk na chodniku a Australijczyk w aucie to zupełnie inna osoba. Ludzie, przestańcie mi ciągle trąbić pod oknami!!!

Godziny otwarcia kawiarni to zamach na moją polskość

Gdzie Polacy idą po pracy by zobaczyć się ze znajomymi? Do kawiarni, oczywiście!
Dla nas kawiarnia to miejsce spotkań –  nieważne z kim się widzisz i na co masz ochotę, jest to zawsze świetna opcja. W polskiej kawiarence dostaniesz kawę, gorącą czekoladę, drinka, lampkę wina, ciasta, desery, śniadanie i późny lunch. Cały wachlarz cudowności dostępny od rana do wieczora.
No, to tu jest dokładnie na odwrót i strasznie mi z tym źle. Nie ma opcji by po pracy siąść gdzieś i zjeść ciastko popijając czymś ciepłym. Australijskie kawiarnie działają według zasady: zjadaj to śniadanie (pyszne), wypij poranną kawę (pyszną) i spadaj, bo zaraz zamykamy 🙁

Wrocławiu, kochaj swoje tramwaje

Bo mógłbyś mieć te Australijskie. Serio, wolniej się nie da? Co z tego, że ładne i nowoczesne, jak szybciej będzie z buta.

Owoce dla dzieci

W supermarketach widuje się kosze z darmowymi owocami dla dzieci – mogą sobie korzystać do woli.

Bardzo mało przejść dla pieszych

Tu mogliby się wiele nauczyć od Polaków. Nie uświadczycie tu pasów przy rondach czy skrzyżowaniach, więc przechodzenie na drugą stronę drogi jest w Sydney wyjątkowo upierdliwe, bo oczywiście jeśli nie ma pasów, to nikt nie zamierza być uprzejmy, nawet jeśli i tak muszą zatrzymać auto by ustąpić pierwszeństwa na skrzyżowaniu.

Niska zabudowa

Zwłaszcza w centralnej i wschodniej części miasta. Dlatego gdziekolwiek się nie pójdzie, człowiek czuje się jak na wakacjach w jakimś małym, nadmorskim miasteczku.

Pieszy ruch lewostronny

Od razu widać, kto na mieście jest miejscowy a kto jest turystą –  przyklei się taki do prawej strony chodnika i nie zamierza ustąpić 🙂 W Australii chodzimy po lewej, chyba, że korzystamy ze schodów ruchomych – wtedy zawsze stoimy po lewej a idziemy po prawej. Zajmowanie całej szerokości schodów jest bardzo nie na miejscu.

Zwroty

Unijne regulacje dotyczące zwrotów zakupów dokonanych przez internet to złoto – doceniajcie to, póki nie jest za późno. Tu warunki zwrotów są zdecydowanie mniej korzystne dla konsumenta niż w Polsce i dopiero po przeprowadzce sobie uświadomiłam, jak ważna jest to rzecz.

Izolacja? Nie słyszałem.

Okna z jedną warstwą szyby i ściany bez izolacji to norma. 

Publiczne grille

Znajdziecie je w każdym parku i przy plaży, są darmowe i do publicznego użytku. Część jest brudna. Część nie działa. I tak fajnie.

Uprzejmość

Nie zrozumcie mnie źle – uważam, że Polacy są cudownymi, pomocnymi i serdecznymi przyjaciółmi. Jednakże w porównaniu do Australijczyków, traktujemy obcych nam ludzi raczej chłodno i z dystansem. W Sydney otrzymuje się uśmiech od mijanego przechodnia, nieznajomi komplementują się na ulicy bez zażenowania, a pracownicy w przychodni są dla Ciebie serdeczni i wyrozumiali. W Polsce bałabym się odrobinę dopytywać trzykrotnie o coś, czego w pełni nie zrozumiałam, a tu nie dość, że Ci pomogą, to jeszcze dadzą jasno do zrozumienia, że to absolutnie żaden problem. Możecie mówić, że to nieszczere, ale to wcale nie tak. Tu domyślne ustawienia każdego użytkownika to „jestem miły” i to naprawdę wiele zmienia w codziennym życiu!

I co Wy na to? Ciekawa jestem bardzo jaki obraz Australii, a konkretnie Sydney, powstał w Waszej głowie po lekturze! Brzmi zachęcająco? Nie ma miejsca idealnego i jestem przekonana, każdy kraj dostarcza pełen pakiet rzeczy które nienawidzimy, kochamy i wszystko nam jedno. Grunt to znaleźć miejsce z właściwym dla nas balansem – nie będę ukrywać, że doprowadza mnie do szaleństwa Australijski autocentryzm, ale moje serduszko szybko mięknie gdy widzę uśmiech za ladą, słyszę „no worries” cokolwiek by się nie działo albo leżę w wiecznie zielonym parku słuchając darcia kakadu.

Pozdrawiam,
Marzena